poniedziałek, 30 grudnia 2013

Wyprawa HollyŁÓDzKA - czyli tam, gdzie diabeł mówi dobranoc...

Był piękny, niedzielny poranek gdy naszła mnie chęć wyjść w miasto na spacer. Ostatnio słyszy się o powrocie Marka Żydowicza oraz jego fundacji do Łodzi, być może kolejnych edycjach festiwalu Camerimage w naszym mieście. Niewybaczalne byłoby więc ominięcie jednego z najsłynniejszych planów filmowych w Łodzi. I nie byłoby w tym  nic dziwnego, gdyby nie znajdował się on pod ziemią. A co ?! Hispsterstwo teraz w modzie... Tak, wiem. Brzmi trochę enigmatycznie. Rozjaśnjmy więc nieco moje mroczne myślenie....


Dla wielbicieli nieco mniej ambitnego kina też coś się znajdzie:



Tak więc trafiłem wraz z kolegą R. z Urban Explorers Lodz (któremu jeszcze raz dziękuje za fotografowanie, gdyż mój aparat "zalał się" na burzowcu przy ul. Pięknej) w podziemne labirynty rzeki Łódki. Okolica miejsca, w którym rozpoczynaliśmy wędrówkę niecałe 90 lat temu wyglądała zupełnie inaczej.. Jeszcze w 1823 r.  istniał tu spory staw, który został zasypany. Obecnie jedyną formą mającą o nim przypomniać jest okrągła, śmierdząca sadzawka, która z lotu ptaka przypomina męskie nasienie...

Koryto Łódki pełniło kiedyś funkcję otwartego kanału ściekowego. Obecnie sytuacja wygląda dosyć podobnie, z tą róznicą, że wszystko odbywa się pod ziemia i jedynie podczas opadów i roztopów.


Swego czasu istniała tu ul. Nad Łódką (w okresie międzywojennym ul. Kanałowa). Jednak jej okolica odstraszała wszechobecnym fetorem....




W latach 30. XX w. większość rzek w mieście uległa regulacji, część ujęto w kryte kanały (w tym Łódkę).

Waldemar Bieżanowski Łódka i inne rzeki łódzkie Wydawnictwo Towarzystwa Opieki nad Zabytkami w Łodzi, Zora, wyd. II Łódź 2003


Zanim udało się nam wejść do lochów Lindleya, trzeba było trochę pokombinować, gdyż dookoła kręciło się sporo ludzi z pieskami na spacerach. Ale w pewnym momencie puściły nam już nerwy - więc hyc czym prędzej w kanał!


Tuż po wejściu przywitały nas tumany pary unoszącej się w kanale. Zaskoczeniem były też "choinki" zwisające z rury. Ale co tam. Ruszamy na zachód!


Kanał w tym miejscu jest naprawdę pokaźnych rozmiarów. Co kilkadziesiąt metrów zmienia się jego profil, a środkiem Łódka płynie.


Co chwilę do kinety wpadają kanały dolotowe, które odprowadzają wody drenażowe, by nie doszło do sytuacji, w której kanał zostanie nimi "obmyty". Oprócz tego nie zapominajmy, że jeszcze kilkadziesiąt lat temu w tym miejscu płynęła "normalna rzeka", a więc znajdują się tu nadal warstwy wodonośne.


My tu gadu gadu, a tu po prawo jakaś bliżej niezidentyfikowana forma !


Ee, to tylko wlot odprowadzający deszczówkę z Parku ;) Uff, można iść dalej!



Po kilku minutach marszu trafiliśmy na rozgełęzienie...


 Łódka odbiła w prawo....


Przed nami natomiast ukazał się początek nowego, suchego kanału. W sklepieniu biegnie światłowód.


Początek kanału wygląda mniej więcej tak, jak na zdjęciach poniżej. Jednak za Chiny nie mam pojęcia czym jest ta czarna substancja. W pierwszym momencie podejrzewałem smołę. Być może łatano nieszczelności kinety. Jednak po bliższym przyjrzeniu się moja hipoteza upadła. Czyżby Lindley chciał nas otruć ? O tym być może w kolejnym odcinku (o ile przeżyjemy).




Łódka odpłynęła w prawo ponieważ w tym miejscu rozpoczyna się tzw. "dętka". Z lotu ptaka wygląda ona tak:


Lindley zastosował to rozwiązanie celowo. Pozwala ono na czasową retencję wody pod ziemią (normalne przepływy płyną właśnie dętką, natomiast podczas intensywnych opadów wody rzeczne wraz ze ściekami przez krawędź przelewu trafiają do owego, suchego kanału rozcienczając ścieki ogólnospławne z przelewu, który znajduje się nieco dalej).

Wędrując kanałem przez prawie cały czas towarzyszą nam światłowody. Tym razem w studzience :)
Lindley online? Why not ?! :)



Po kilkudziesięciu/kilkuset metrach spaceru Łódka wraca do nas.


Na ścianie "dętki" widoczny jest drugi kanał, nieco zawieszony. To tzw. wanna. Można zauważyć też, że jej betonowa krawędź powstała całkiem niedawno. Wszystko się zgadza. Ale po kolei....


W owej wannie płynie mieszanina wód opadowych/roztopowych oraz drenażowych. Pozwala to odciążyć chociaż trochę rzekę od zanieczyszczeń. Dlaczego ? Ponieważ pierwsza faza opadów/roztopów spływającej do kanalizacji spłukuje najwięcej piachu, kurzu i całego syfu obecnego na powierzchni ziemii. Nie trafia więc on do rzeki tylko spokojnie płynie sobie wanną. Gdzie ? A cholera wie :) Wraz ze wzrostem natężenia opadu, w naszej wannie wzrasta ilość wody, która następnie przelewa się do Łodki. Jest już ona nieco bardziej czysta niż na samym początku. Powyższe zdjęcie zostało wykonane pod terenem jednej z największych łódzkich atrakcji - Manufaktury. Zanim powstała galeria handlowa, fontanny, układ drogowy trzeba było zrobić porządek z tym, co pod ziemią. A jest tego nie mało. Sam kanał Łódki w świetle ma 4 - 4,5 m. szerokości. 


Towarzyszy mu sieć kanałów wielkogabarytowych oraz cztery potężne kolektory. Niektóre fragmenty nie były przerabiane od czasów Poznańskiego, inne zostały przebudowane. Projektanci tak wpasowali budynki, aby nie ingerować w stary kanał rzeki, natomiast pod budynkami znalazły się pewne odcinki istniejących kolektorów. Pod Manufakturą znajdują się aż cztery przelewy burzowe, z których podczas ulewnych opadów ścieki ogólnospławne przedostają się do kanalizacji deszczowej, a w konsekwencji, bez oczyszczania, do cieku. Występowały tu aż dwa z rzadko spotykanych przelewów liniowych, kiedy to kinety – ze ściekami oraz z wodą czystą – biegną równolegle obok siebie. Inwestor dokonał więc przebudowy systemu kanalizacyjnego, budując pod obszarem rynku oraz częściowo budynku Galerii Handlowej kolektor o średnicy 1400 mm (widok z burzowca do wnętrza kolektora III). W sklepieniu widoczny czujnik natężenia przepływu.


Zapobiega to w znacznej mierze mieszaniu się ścieków miejskich z rzeką Łódką. Jednak ślady działania przelewu są widoczne przy wylocie burzowca do rzeki...Opary też dają nieźle po nosie.


Na drugim brzegu kanału widać dalszy ciąg poprzedniej wanny...




Wróćmy jeszcze na chwilę do czasów rewitalizacji Manufaktury. W początkowej fazie realizacji zauważono rozbieżności pomiędzy materiałami archiwalnymi a położeniem kanałów na mapie do celów projektowych. Okazało się, że na mapie odnotowano ich wymiar w świetle, a nie gabaryt zewnętrzny oraz że ich lokalizacja nie była dokładnie naniesiona. W związku z tym zaprojektowane fragmenty budynków opierały się np. na istniejącym ceglanym kanale Łódki. Dokonano więc szczegółowej inwentaryzacji geodezyjnej kanałów oraz dwadzieścia odkrywek, aby ocenić grubość ścian i stan techniczny. Udało się nie wykonywać korekty wielkości budynków – zastosowano ruszt żelbetowy, na którym mimośrodowo opierają się te słupy, których fundamenty znalazłyby się w kolizji z rzeczywistym położeniem kanałów bądź ich ścian. Ciekawostką jest, że z kanału można się dostać do tej konstrukcji...Wygląda ono niezbyt imponująco. Ale miejsce na podwieczorek lub kawkę w sam raz. Ciepło, przytulnie, cicho i nie śmierdzi :)


No nic, schodzimy na ziemię, a właściwie dalej do kanału... Po przejściu dłuższego odcinka okazało się, że wygodny chodnik kończy się, kanał zmienia profil, więc trzeba brodzić. Kolega niestety zapomniał ze sobą kaloszy. Pozostał więc wybór, albo....





...albo hyc na drugą stronę kanału....


.....i powrót do miejsca, którym weszliśmy... Jako, że od samego początku nie opuszczał nas przypał (najpierw samo wejście, potem wynurzenie się na głównym parkingu Manu, tuż przy Realu hahahah) stwierdziliśmy, że wracamy ;-( W drodze powrotnej podziwialiśmy okazy kanałowej fauny ożywionej i nieożywionej.




W okolicy dętki zauważyliśmy, że pominęliśmy wcześniej bardzo cieawy kształt kanału dolotowego. Można by rzec, wręcz anatomiczny :0


Podziwiając tutejszą przyrodę, dyskutując o przysłowiowej dupie Maryny doszliśmy do miejsca, w którym rozpoczęliśmy wyprawę. Szybka narada. Cóż, idziemy teraz w przeciwną stronę - w kierunku ul. Żródłowej! Znów znajome obrazki. Czyżby ekipa Agnieszki Holland zapomniała elemetnów scenografii ?



Po drodze mijamy kolejne kanały dolotowe.


Nagle coś zaczęło potwornie śmierdzieć. Ale odór jakby znajomy...Aaa, to przecież kolektor. Tym razem kolega o imieniu III. Zapewne spora część czytelników tego bloga nie miała nigdy okazji spojrzeć jakimi kanałami odpływają ścieki z ich domów. Zatem....


Jest nawet cytryna! Tylko herbaty brak :(



Na tym odcinku oczywiście również znajduje się krawędź przelewu ścieków do rzeki. Znajdujemy się w okolicy ul. Północnej. Przenieśmy się więc ponownie lata wstecz, do czasu gdy ów kanał powstawał...


W profilu poprzecznym wygląda on następująco:


Obecną wersję kolektora wykonano w latach 1946 – 1950. Jest on zbudowany z cegły pełnej klasy Rc=150 at na zaprawie cementowej. Dno kanału stanowi warstwa tej samej cegły ułożona rembem na podłożu betonowym grubości 15 cm oraz zabezpieczona od wewnątrz kolektora płytkami klinkierowymi. Wzdłuż spągowej osi podłużnej kolektora przebiega kanał rzeki. Widoczne są pęknięcia ścian, sklepienia i spągu dochodzące do długości 20 m, przy pęknięciach można zaobserwować wyraźne ślady wydostawania się wody gruntowej.





Wody gruntowe w tym rejonie obfitują w związki żelaza, które bardzo licznie wytrąca się na ścianach kanału. Gdy już zakończyliśmy wyprawę, wychodząc na powierzchnię okazało się, że jesteśmy cali w tym paskudztwie. Jednak zanim doszliśmy do wyjścia, minęliśmy po drodze bardzo ciekawą konstrukcję.











Zapewne ma ona służyć jako podpora ścian kanału. Jednocześnie zatrzymuje też śmieci niesione przez rzekę. Kilkaset metrów dalej znajdują się dwa ciekawe kanały dolotowe. Niestety, byliśmy już na tyle upaskudzeni związakami żelaza, zmęczeni i  głodni, że odpuściliśmy sobie ich zwiedzanie.





W tym miejscu skończył się wygodny spacer. Trzeba było iść okrakiem, w kanale o wysokości niecałe 1,5 m. Po kolejnych kilkuset metrach stwierdziliśmy, że chyba trafiliśmy na przyduchę. Zaczęły się zawroty głowy i kaszel. Trzeba było szybko się ewakuować...


Jakie refleksje po spacerze nad Łódką ? Niezmiernie mało jest otworów studziennych, którymi w razie niebezpieczeństwa można się szybko wydostać. Część z nich jest bardzo masywna, nie da się ich dźwignąć od dołu, część jest zabetonowana od dołu. Także jeśli ktoś znajdzie się w tym kanale podczas opadów deszczu to szanse na przeżycie są znikome.

Korzystając z okazji chielibyśmy przeprosić wszystkich łodzian, których przyprawiliśmy o palpitację serca wynurzając się tu i ówdzie ze studzienek. Obiecujemy w przyszłości robić to w mniej uczęszczanych miejscach. Nie tak jak teraz, po środku chodnika w centrum Parku Helenowskiego :)  Ave! ;)

5 komentarzy:

  1. Maturę mam już daaaaawno za sobą :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Skad sie wziely te zawroty glowy? Od oparow unoszacych sie znad Lodki? Bo wlasnie: czy w tym kanale (albo przynajmniej na tym odcinku ktory przeszliscie) sa jakies szkodliwe opary ktorymi mozna sie zatruc?

    OdpowiedzUsuń
  3. 24 year old Accountant III Douglas Kleinfeld, hailing from Saint-Sauveur-des-Monts enjoys watching movies like "Rise & Fall of ECW, The" and Writing. Took a trip to Three Parallel Rivers of Yunnan Protected Areas and drives a McLaren F1 GTR Longtail. zawartosc

    OdpowiedzUsuń